Nasza historia cz. 2
I stało się. Zaczynamy pracować razem. Ja jestem tym faktem zdenerwowana i jednocześnie podekscytowana czy podołam Twoim oczekiwaniom. Od początku jest jasne, że dużą część rzeczy muszę wejść sama, nauczyć się i poznać o co chodzi. Ale nie było też nigdy, żebyś nie odpowiedział mi na moje pytanie... Tak, Ty nigdy nie odmówiłeś mi pomocy. Mija miesiąc naszej wspólnej pracy i jest naprawdę ok i pierwszy test. Jedziesz na tydzień do Szwecji a ja zostaję sama na polu bitwy totalnie tym przerażona, wierzyłeś we mnie, że dam radę... I dałam. To był też pierwszy urlop w naszej współpracy, zadzwoniłeś do mnie chyba 3 albo 4 dnia, jak idzie itd. Ale w sumie dużo też rozmawialiśmy o Twoim wyjeździe. Byłam zdziwiona, że gadaliśmy prawie godzinę. Gdy przekroczyłeś naszą Polską ziemię wysłałeś do mnie sms z triumfalną wiadomością, że wróciłeś i jesteś! Każdy kolejny urlop, czy to był Twój czy mój nie powodował w żaden sposób, że między nami była cisza... Nie, jest wręcz odwrotnie. Z każdym kolejnym rokiem tego kontaktu podczas wolnych dni jest jeszcze więcej. Nie wiem czy był dłuższy okres niż 1 dzień może 2, kiedy żadne z nas się nie odezwało do siebie... Ale to nie o tym miało być. Wróciłeś ze Szwecji, ja zaczęłam przygotowania do obrony pracy, wspierałeś mnie, oczywiście w swoim stylu. W dniu obrony zadzwoniłeś 30 minut przed, życząc mi powodzenia. Gdy zdałam, byłeś pierwszą osobą, do której zadzwoniłam z tą informacją. To już wtedy było trochę dziwne. Po obronie mieliśmy wyjście z Ka. odchodziła z pracy ale też tak jak ja obroniła się. Na tym spotkaniu za nasze obrony dostałyśmy od Was prezent, było to bardzo miłe. A później była zabawa, picie, tańce. Już wtedy czułam się jakoś dziwnie gdy podchodziłeś i rozmawiałeś z innymi dziewczynami... Ale to był jeszcze moment wypierania. Do klubu dojechałeś już w kiepskiej formie, zabrałam Cię żeby odstawić do hotelu. Zaprowadziłam pod sam pokój, proponowałeś abym została i się przespała, zwykły sen. Byłam tym pomysłem bardzo zaskoczona, odmówiłam, chociaż gdzieś tam w głowie mi się tliło żeby zostać. Zgubiłeś telefon w taksówce, odebrałam go i niczego w nim nie przeczytałam. Może jak byś wtedy coś źle o mnie komuś pisał i ja bym mogła to przeczytać to to wszystko nie wyglądało by tak jak teraz? Nie wiem... Następnego dnia pojechałam najpierw do Ciebie, do hotelu. Wyglądałeś źle. Wtedy chyba pierwszy raz żałowałam, że jednak w tym pokoju na noc nie zostałam. Mija tydzień i mamy kolejne wielkie wyjście działowe na jakieś 30 osób. Mam Cię pilnować żebyś nic nie pił, ale już przed moim przyjazdem popijasz kolejną szklankę whisky. Jest śmiesznie, dużo rozmów ze wszystkimi ale i tak jakoś cały czas jesteśmy gdzieś razem, obok siebie, cały czas w swoim towarzystwie. Są i tańce, a my znowu razem. Tańczymy nie jak znajomi, tańczymy tak jak byśmy się znali 20 lat, tańczymy tak, że znowu zaczynają o nas mówić, ale my się tym zupełnie nie przejmujemy. Jesteśmy razem. A. nakręciła film z tych naszych wspólnych tańców, może kiedyś będę miała odwagę i Ci go pokażę, ewidentnie widać, że coś między nami jest nie tak jak powinno być. Na spotkaniu robi się zamieszanie, zostajesz niesłusznie w to wciągnięty i wychodzimy abyś mógł trochę się przewietrzyć. Cały czas szliśmy trzymając się za ręce. Zabieramy A i M i idziemy dalej we 4 na kolejną część imprezy tylko w naszym towarzystwie. Lądujemy pod G. z piwem w ręce z pobliskiej stacji. Tam już hamulce nam trochę odpadają... Ty turlasz się ze mną na trawie, przypierajac mnie do ziemi, leżysz później na moich udach, a ja Cię głaszcze po czole, przeczesuje włosy i całuję w czoło lub policzek. Zwariowałam! A. powiedziała mi, że to co my tam wyprawialiśmy na pewno do koleżeństwa nie można było podciągnąć. Wracamy do hotelu Twojego i M. lądujemy u niego w pokoju, bawimy się, wysyłają nas na poszukiwania procentów. Idziemy, cały czas razem. Wracamy bez żadnych zakupów, siedzimy jeszcze trochę u M. i dochodzimy do wniosku, że czas się zmywać i zostawić ich samych. Znowu proponujesz mi wspólny sen, tym razem się zgadzam. Kładziemy się obok siebie i zasypiamy dość szybko. I budzę się o 6 rano i patrze jak Ty śpisz obok mnie... I już procentów w mojej głowie nie ma... I już wiem, że to na pewno nie jest normalne. Ogarniam się i lekko Cię budzę, mówię że idę, że było super i całuję Cię w policzek.
Jadąc taksówką do domu po tej nocy wrażeń i marnych 3h snu już wiem, że wpadłam po uszy. Nie ma sensu się oszukiwać...
Zakochałam się w Tobie... I to totalnie, bez pamięci.
Komentarze
Prześlij komentarz
Boisz się ciszy?